PROLOG ZOSTAŁ WŁAŚNIE WSTAWIONY. SERDECZNIE NA NIEGO ZAPRASZAM :)
poniedziałek, 8 czerwca 2015
Epilog
30 listopad 2017,
Stadion Narodowy, Warszawa. Zgrupowanie przed meczem z Hiszpanią.
Wojtek
siłą zaciągnął mnie na Narodowy, ale akurat dziś nie miałam ochoty tam iść,
gdyż załapało mnie jakieś choróbsko. Strasznie boli mnie gardło, ale on swoje.
Nie i koniec. Zaprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia, które już skądś
znałam, ale pytanie skąd ? Pamięć zawodziły mnie zawsze w najmniej odpowiednich
momentach. Usiadałam na jednej z dwóch kanap. Uważnie przyglądałam się
pomieszczeniu, lecz to nic nie dawało. Usłyszałam jak drzwi się otwierają a do
pomieszczenia wchodzi Wojtek.
-
Domyślasz się, czemu Cię tu przyprowadziłem ? – spytał siadając obok mnie.
-
Nie do końca. – odpowiedziałam – Znam ten pokój ale nie wiem skąd.
-
To odświeżę Ci pamięć. Mówi ci coś 30 listopad 4 lata temu ? Spotkanie po meczu
z Hiszpanią…
Strzeliłam
sobie mentalnego liścia. Jak mogłam zapomnieć ? Nasze pierwsze spotkanie. Nie
wierzę, że to już 4 lata… Wszystko minęło jak mrugnięcie okiem… Moje życie tak
bardzo się zmieniło...
-
Już wiem. – powiedziałam – Ale dalej nie rozumiem do czego zmierzasz.
-
Muszę ci coś powiedzieć… i dać. – odparł wyciągając bukiet róż. Jedna z nich
była sztuczna. – Będę Cię kochał dopóki ostatnia z tych róż nie zwiędnie.
Obiecuję.
Zakryłam
usta dłonią i przyjęłam bukiet. Powstrzymywanie łez zdało się na nic. Wypłynęły
spod moich powiek.
-
Teraz chciałbym zadać Ci pytanie które jest chyba tym najważniejszym w życiu… -
zaczął niepewnie. – Minęły aż albo tylko 4 lata od naszego pierwszego
spotkania… Jak dla mnie jest to wystarczająco dużo. – wziął głęboki oddech i…
uklęknął a z kieszeni wyjął pierścionek – Uczynisz mi ten zaszczyt, i
zostaniesz moją żoną ?
Łzy
zaczęły płynąc ze zdwojoną siłą. To zdecydowanie były łzy szczęścia. Nie
wierzyłam w to co się dzieje.
-
Tak – wydusiłam przez łzy. – Tak, zostanę twoją żoną.
Wojtek
wsunął pierścionek na mój palec, po czym wstał i złożył czuły pocałunek na
moich ustach. Starałam się go jak najbardziej go odwzajemnić. Gdy tylko się od
siebie odkleiliśmy, do pomieszczenia wparowała reszta kadrowiczów śpiewając
„Sto Lat” Na mojej twarzy pojawił się gigantyczny uśmiech. A mówią, że marzenia
się nie spełniają… Kilka lat temu nawet o tym nie śniłam…
Los chciał bym zgłosiła
się do konkursu
Bym go wygrała,
Żebym go poznała,
Została jego
przyjaciółką
A potem czymś więcej
To Wojtek zawsze był
moją przyszłością.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was prawdopodobnie po raz ostatni… Strasznie ciężką
pisało mi się ten epilog, a tą notkę jeszcze gorzej… Po prostu powstrzymywałam
łzy i z tego powodu nurtuje mnie pytanie dlaczego ? Tym razem mam wiele
odpowiedzi. Dzięki temu blogowi, poznałam wspaniałych ludzi (z jedną osóbką
zaprzyjaźniłam się szczególnie i ona wie, że o niej mówię), nauczyłam się
wiele. Wydaje mi się, że przede wszystkim poprawiłam swoje umiejętności „pisarskie”
lecz co do tego to powinniście wypowiedzieć się wy – czytelnicy, którym
zawdzięczam właściwie wszystko. Dla was pisałam i gdyby nie wy, nie było by
tego bloga, tej historii. W tym momencie mogę powiedzieć tylko jedno słowo –
DZIĘKUJĘ.
Teraz zmienię trochę temat, na małe podsumowanie oraz
kilka ciekawostek…Mianowicie:
- Całe opowiadanie pisane jest w Wordzie. Zajęło łącznie
59 stron (czcionka Arial, rozmiar 11),
- Prolog pojawił się 13 listopada 2014 r. Czyli za pięć dni
minie OSIEM MIESIĘCY,
- Łącznie z prologiem i epilogiem jest 19 rozdziałów,
- W momencie gdy to piszę łączna liczba wyświetleń wynosi
7333, 25 postów oraz 7 obserwatorów,
- 23 441 –
tyle słów zawiera opowiadanie nie licząc notek.
Liczę na to, że każdy kto to przeczyta – skomentuje. Tym
razem nie jednym zdaniem, gdyż chciałabym wiedzieć, co myślicie o tym
opowiadaniu, o mnie jako autorce itd.
Przy ostatnim rozdziale wspominałam o fanfiction o
Neymarze. Tak, pierwszy rozdział jest już w trakcie. To ff będzie inne pod
wieloma względami. Mam nadzieję, że tam także będziecie ze mną, ale znajdę
kilku nowych i innych czytelników. Mam nadzieję, że ten blog okaże się lepszy.
A oto link do bloga (tak już go stworzyłam), gdzie możecie wyczekiwać prologu.
Przewiduje go na dzień zakończenia roku szkolnego (26 czerwca)
I jeszcze raz mówię -
DZIĘKUJĘ.
czwartek, 21 maja 2015
Rozdział XVI "Kłamstwo" [OSTATNI]
Od razu mówię, że niedługo po epilogu rusza nowe ff NEYMAR - Match of Feelings
Ponieważ nie miałam pomysłu na to jak opisac życie bohaterów między studniówką a poniższym rozdziałem, poniżej notka na ten temat. Przepraszam :c Kończę opowiadanie, ponieważ nie mam już na nie siły, ani pomysłów :/
Po studniówce życie bohaterów, toczyło się w miarę
normalnie. Emilia i Wojtek rzadko się widywali, gdyż zbliżające się matury w
tym momencie były najważniejsze dla osiemnastolatki. W weekend dwa tygodnie
przed maturami, Emilii udało się wyjechać do Londynu. Los chciał, gdy podczas
jej pobytu, pogoda się schrzaniła i była burza. Poszły korki, a Wojtek
postanowił zrobić swojej dziewczynie Paranormal Activity. Po powrocie do Polski
i po maturach, Emilia wraz z Wiktorią w formie odpoczynku wykorzystały wcześniejszy
koniec roku i wyjechały do Australii. Tam główna bohaterka, spotkała „przyjaciela
z dawnych lat” którego nie widziała od dobrych sześciu, siedmiu lat, ponieważ
ten wyjechał do Australii. Gdy się
„odnaleźli” bardzo szybko załapali ponownie dobry kontakt. Lecz intencje
chłopaka nie do końca okazały się dobre…
A teraz zapraszam na „właściwy” rozdział. Przypominam akcja,
dzieje się około 4,5 miesiąca PO poprzednim rozdziale J
Rozdział XVI „Kłamstwo”
Na wakacjach, jak to
na wakacjach. Było wspaniale (może oprócz kilku momentów…), lecz tęskniłam za
krajem, rodziną i oczywiście Wojtkiem. Do Polski wróciłam po tygodniu, ze wspaniałymi
wspomnieniami. Podziękowałam taksówkarzowi, zapłaciłam po czym opuściłam
pojazd. Zabrałam walizkę i ruszyłam w stronę drzwi. Po ich otworzeniu,
przywitały mnie jak zawsze moje kochane psiaki. Na górze schodów zauważyłam
Mateusza. Przywitałam się ze wszystkimi i poszłam do swojego pokoju, rozpakować
się i ogólnie ogarnąć. Część ciuchów wrzuciłam do prania, a resztę sprawnie
ułożyłam. Potem zajęłam łazienkę i wzięłam długi prysznic – Idealny po takiej
podróży. Od razu po opuszczeniu łazienki usłyszałam krzyk z dołu.
- Emila ! – to była moja mama – Masz gościa !
Zaciekawiona tym kto to, zbiegłam w podskokach ze schodów.
Mój „gość” który jak się okazało był Wojtek, czekał w salonie. Ucieszona jego
widokiem, podbiegłam do niego i przytuliłam. Chciałam go pocałować, ale ten się
odsunął. Zdziwiło mnie to. Bardzo.
- Co jest ? – spytałam zmartwiona.
- To chyba ja powinienem o to pytać – powiedział.
Jego głos był straszny. Oziębły, szorstki, wyczuwałam w nim
złość. O co mu mogło chodzić ? Usiadłam na kanapę. Byłam przerażona. Chyba
takie zachowanie nie jest normalne ? Wojtek usiadł obok mnie, na stół położył
kilka zdjęć. Spojrzałam na niego pytająco. Gestem ręki zachęcił mnie, żebym je
obejrzała. Tak też zrobiłam. Byłam na nich ja i… Lucas. Pytanie tylko skąd je
miał ?
- Skąd to masz ? – spytałam.
- Wiktoria wstawiła na facebooka. Pozwoliłem je sobie
wydrukować. – powiedział, dalej oschle. – Powiedz mi co to ma znaczyć ? Widzę,
że bardzo dobrze się z nim bawiłaś.
- Boże, Wojtek. To mój przyjaciel. Nie widzieliśmy się od
dobrych sześciu lat. Razem się wychowywaliśmy. – powiedziałam spokojnie – Wiesz
jak za nim tęskniłam ?
- A od kiedy to przyjaciele robią sobie malinki ? – spytał z
wyrzutem, odkrywając dwa ślady na mojej szyi.
Były one jedynym z tych złych wspomnień. Luke okazał się
inny… Nie był taki jakiego go znałam. Nie chciałam o tym mówić, ale teraz chyba
nie mam wyjścia. Na samo wspomnienie, o którym chciałam zapomnieć jak
najszybciej, powodowało łzy zbierające się pod moim powiekami. Nie powstrzymywałam
ich. Pozwoliłam im spłynąć po moich policzkach.
- To nie tak. – zaczęłam niepewnie. Próbowałam sobie
przypomnieć jak najdokładniej jak to wyglądało. – To było trzy dni po naszym
pierwszym spotkaniu. Był wieczór. Luke zaprosił mnie na spacer. Nie widziałam
żadnych przeciwwskazań, więc się zgodziłam. Pochodziliśmy po plaży, a potem on
poprosił, żeby poszłam z nim na chwilę, bo chce mi cos pokazać. Nie myślałam,
że może mieć złe intencje, więc z nim poszłam. Tym miejscem okazał się jego
dom. Gdy tylko tam weszliśmy… - robiło mi się słabo na wspomnienie tego momentu
– Zaczął się do mnie dobierać. Chciał mnie zgwałcić. To już nie był ten Luke,
jakiego znałam.
- Skąd mam mieć pewność, że nie kłamiesz ? – zapytał dalej
oschle Wojtek
Teraz to mnie kompletnie zamurowało. Jak mógł twierdzić, że
kłamie ? Kto jak kto, ale Wojtek ? Łzy zaczęły wypływać z pod moich powiek ze
zdwojoną siłą.
- Na przykład dlatego ? – powiedziałam pokazując siniaki na nadgarstkach,
ramieniu nad biodrem – Wojtek, błagam. Ja nie kłamię.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz ? – krzyknął – Skąd mam
wiedzieć, że mnie nie zdradziłaś ?
Nie potrafiłam wydusić słowa. Nie zdradziłam go. Nie kłamię.
Tylko jak mu to udowodnić ? Płakałam jak dziecko, a ten stał nade mną i czekał
na odpowiedź. Raczej jej nie otrzyma.
- To koniec. – te dwa słowa uderzyły we mnie niczym noże
- Ja nie kłamie !- poraz kolejny krzyknęłam. – Ale jeśli tego chcesz, to już mnie nie
zobaczysz.
Szatyn zaśmiał się pod nosem. Burknął coś, lecz tego nie
dosłyszałam. Obrócił się na pięcie, po czym opuścił mieszkanie. Zebrałam
zdjęcia ze stolika, podarłam na drobne kawałki i wyrzuciłam. Potem
powstrzymując ponowny potok łez, pobiegłam do pokoju.
***
31 maja 2015
Kochany Pamiętniku
Minął tydzień. Cholerny
tydzień, prze który cały czas płaczę. Nie robię nic innego. W nocy prześpię
może dwie godziny, przez resztę albo mam koszmary, albo nie mogę spać. Nie wytrzymuję bez niego. Kocham go. On jest
moim życiem. Z dnia na dzień, nie jest lepiej tylko gorzej.
5 czerwca 2015
Spaliłam wszystkie nasze
zdjęcia. Pozbyłam się wszystkiego, co mi go przypominało. Pomogło. Ale
strasznie mało. Tęsknię za nim. Strasznie. To mnie przerasta. Dwa dni temu
miałam nawet myśli samobójcze. Brakuje mi go. Potrzebuje go. Jego ciepła…
10 czerwca 2015
Już nie długo mecz z
Gruzją. Prawdopodobnie go zobaczę. Boję się. Właściwie czego ? Pewnie mnie
zignoruje. W końcu go „zdradziłam”. Tylko pytanie, czy dalej tak myśli ?
Jedynym pocieszeniem w tym trudnym okresie jest to, że Julka urodziła –
bliźniaki, Remigiusz i Maksymilian. Cieszę się jej szczęściem, lecz gdy widzę ją
szczęśliwą z Lewym, ból powraca…
***
- Emila, proszę chodź ! – Wiktoria błagała mnie po raz pięćsetny
o to, żebym poszła z nią i z Julką, na dół do chłopaków. – Musisz się w końcu przełamać.
- Skończcie już. – wtrąciła Julka – Żadnych „ale” idziesz z
nami.
Blondynki pociągnęły mnie za ręce i siłą zaprowadziły pod
drzwi szatni. Mecz skończył się piętnaście minut temu, więc to kolejny powód
dla którego nie jestem pewna czy chcę tam iść. Julka zaczęła walić w drzwi, gdyż normalnego
pukania raczej by nie usłyszeli. Drzwi otworzył uśmiechnięty od ucha do ucha
Lewy.
- Chłopaki mamy gości ! – krzyknął wesoło
Dziewczyny wciągnęły mnie do szatni i zamknęły drzwi. One
chyba serio myślą, że ucieknę. Wszyscy zaczęli się witać, a ja zauważyłam JEGO.
Niebieskie tęczówki chłopaka były utknięte w mojej osobie. Nie mogłam.
Powstrzymywałam łzy, ale nie wytrzymałam. Odwróciłam się na pięcie i w biegu
opuściłam szatnię. Zatrzymałam się gdy usłyszałam głos, którego mi tak
cholernie brakowało.
- Emilia… - ten drżący głos mnie sparaliżował. Łzy popłynęły
ze zdwojoną siłą.
Odwróciłam się i nie pewnie na niego spojrzałam. Stał około
czterech kroków za mną. Podszedł do mnie.
- Przepraszam – szepnął – Cholernie przepraszam. Jestem
idiotą. Nie wiem jak mogłem na to pozwolić.
Przygryzłam wargę. Cały czas patrzałam w jego oczy. Chciałam
coś powiedzieć, ale zdecydowałam się na coś innego. Odważny ruch, lecz zrobiłam
to. Pocałowałam go, wkładając w to całe uczucie jakie miałam. Na początku
skamieniały Wojtek, po kilku sekundach odwzajemnił mój pocałunek. Przyciągnął
mnie jeszcze bliżej siebie. Byliśmy jak dwa magnesy. Żadna siła w tym momencie
nie była w stanie nas rozłączyć. Po kilku minutach się od siebie odsunęliśmy.
- Żałuję. Cholernie – powiedział cicho. – Wybaczysz mi ?
- Tak. – szepnęłam – Ponieważ, jesteś dla mnie wszystkim.
Jesteś moim życiem – powiedziałam wtulając się w niego.
Przeczytałeś - skomentuj.
Rozdział zajmuje kilka godzin, a komentarz kilka minut. Kilka słów, ale wielka motywacja i kop do dalszej pracy.
niedziela, 10 maja 2015
Wstyd mi...
Tak ja jeszcze żyję. Rozdział pojawił by się jutro, ale mój kochany laptop znów się wyłączył i połowa rozdziału poszła w ch*uj. Co mam na swoje usprawiedliwienie ? Właściwie nic. Brak weny ? Chęci ? Może tego i tego... Sama już nie wiem.
W tej notce chciałabym was z całego serca przeprosić. Wstyd mi, nawet nie wiecie jak
PROSZĘ ABY KAŻDY KTO TO PRZECZYTA ZOSTAWIŁ PO SOBIE ZNAK W POSTACI KOMENTARZA Z CHOCIAŻBY EMOTKĄ. C
CHCĘ WIEDZIEĆ CZY MAM JESZCZE DLA KOGO PISAĆ.
W tej notce chciałabym was z całego serca przeprosić. Wstyd mi, nawet nie wiecie jak
PROSZĘ ABY KAŻDY KTO TO PRZECZYTA ZOSTAWIŁ PO SOBIE ZNAK W POSTACI KOMENTARZA Z CHOCIAŻBY EMOTKĄ. C
CHCĘ WIEDZIEĆ CZY MAM JESZCZE DLA KOGO PISAĆ.
niedziela, 5 kwietnia 2015
Rozdział XV "Plastik atakuje"
ZBIERZNOŚC OSÓB I IMION W TYM ROZDZIALE JEST PRZYPADKOWA.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pierwsze dni po powrocie do szkoły, spędziłam pod ostrzałem
zazdrosnych spojrzeń szkolnych plastików i ciekawskimi od innych osób. Z resztą
nie tylko ja, Julka też. Już się boję co będzie jak się wyda, że jest w ciąży i
to z kim - będzie gorąco. Jedyne lekcje, na których dziś czułam się „dobrze” to
w-f. Razem z Julią i Wiktorią wykorzystałyśmy wolną lekcję i jak zawsze
wkurzałyśmy chłopaków, wykonując triki które im za cholerę nie chciały wyjść
oraz pokonując ich w meczu trzech na trzech, wynikiem 3:1. Resztę dnia nasze
„ofiary” spędziły poważnie na nas obrażone. Co do sytuacji w domu, o związku z
Wojtkiem rodzice nie wiedzieli, co mnie bardzo zdziwiło, ale w sumie się
cieszyłam.
Moim największym zmartwieniem na chwilę obecną jest
studniówka, a dokładniej kolejny brak czegoś porządnego do ubrania. Jeszcze
kilka dni temu, stresowałam się tym, że Wojtek nie będzie mógł przyjechać, lecz
się udało. Julce i Wiktorii też się udało. Bardzo ciekawi mnie sytuacja między
Wiką a Łukaszem. Już nie ogarniam, czy oni są przyjaciółmi czy są razem. Mam
nadzieję, że już nie długo się dowiem…
- Emila no, powiedz którą. – spojrzała na mnie z wyrzutem
Julia.
- Już ci mówiłam, że czerwoną – przewróciłam oczami.
- Ale mi się bardziej podoba ta niebieska…
- To po cholerę się pytasz ? – spytałam – Też muszę się
zdecydować, więc nie przeszkadzaj. Spytaj się Wiktorii.
Odwróciłam się tyłem i podeszłam do kolejnych wieszaków.
Zawsze jak chce coś kupić, to nic porządnego nie ma, a jak nie mogę sobie
czegoś kupić to zawsze jest coś zajebistego. Złośliwość rzeczy martwych. Mam
dość…
***
- Zostaw mnie, bo mi wszystko rozmażesz – rzuciłam w stronę
Wojtka, którego akurat teraz wzięło na całowanie – Innym razem… Wojtek do
cholery ! – krzyknęłam na chłopaka.
- Dobra, dobra już nie krzycz – powiedział z miną zbitego
szczeniaka – Ale spręż się, bo się nie wyrobimy.
- Ty mnie tu nie poganiaj, tylko lepiej zadzwoń do Roberta i
spytaj się jak sytuacja u nich. – powiedziałam poprawiając fryzurę. – Niech się
sprężą, jeśli nie chcą być ostatni, a jest to bardzo możliwe.
Z jednej strony obawiałam się tej studniówki, dokładniej
tego czy pomysł na ściągnięcie piłkarzy to dobry pomysł, ale z drugiej ciekawiła
mnie rekcja ludzi. No cóż pożyjemy zobaczymy. Poczekaliśmy jeszcze kilka minut
na Wikę i Łukasza, po czym pojechaliśmy pod dom Julii, skąd mieliśmy się udać
na salę. Planowaliśmy zrobić „Wielkie wejście” i na razie zanosi się na to, że
się uda. Raczej rzadko widuje się porsche, mustanga i ferrari oraz Szczęsnego,
Lewego i Piszczka w jednym miejscu. Gdy dotarliśmy pod dom Julki, ta wraz z
Robertem właśnie wychodziła. Chyba jednak nie będziemy ostatni…
***
Moje przeczucia były trafne. Nasz „orszak” wzbudził
zainteresowanie, lecz tylko na początku. Później było, jakby to powiedzieć
normalnie…Inni zachowywali się w stosunku do piłkarzy nadzwyczaj zwyczajnie.
Chłopaki szybko załapali z nimi kontakt i zachowywali się jak dobrzy koledzy
Wsłuchując się w piosenkę, która ostatnimi czasy była zdecydowanie moją
ulubioną – Thinking Out Loud, tańczyłam
wtulona w Wojtka, pod ostrzałem spojrzeń zazdrosnych plastików, podczas gdy
zegary wskazywały już w pół do pierwszej w nocy. Nim się obejrzałam, spokojna
piosenka zmieniła się na jakiś znany hit którego nazwy nie mogłam sobie przypomnieć.
- Odbijamy – usłyszałam głos (Błagam nie…) Ksawerego.
Niechętnie „zamieniłam” Wojtka na swojego byłego chłopaka,
podczas gdy do bramkarza przykleiła się królowa plastików – Marika. Może i nienawidzę
Ksawerego, ale takiej dziewczyny to mu współczuje… Chociaż w sumie, ona jest z
nim dla kasy, a on z nią bo jest ładna. Ruda małpa. Nienawidzę jej. Jak to
plastik, chyba nie trzeba jej opisywać. Marzyłam o tym, żeby podczas tego gdy
jestem zmuszona tańczyć ze swoim byłym nie puścili czegoś wolnego.
- Coś ci się przykleiło do chłopaka. – usłyszałam Wiktorię. –
Na twoim miejscu, szybko bym się tego pozbyła.
- Zdaje sobie z tego sprawę – starłam się odpowiedzieć tak,
że Hirsz tego nie dosłyszał – Julce też.
Wskazałam dyskretnie Roberta tańczącego z „wice
przewodniczącą” plastików – Eweliną. Kolejna ruda małpa, niemal idealna kopia
Mariki. Przetańczyłam z Ksawerym dwie piosenki, po czym dając mu do
zrozumienia, że mam go już dość, udałam się w stronę stołów, gdzie czekałam na
Wojtka który próbował uwolnić się, ze szpon Mariki. Z uśmiechem na ustach, obserwowałam
jego poczynania. Po kilku minutach dołączył do mnie. Zauważyłam tylko, że plastik
jest wkurzony. Bardzo.
- Coś ty jej zrobił ? – zapytałam z udawanym wyrzutem
- Powiedziałem tylko, że mi przykro, ale mam dziewczynę –
powiedział z uśmiechem który bardzo lubiłam – A tak na marginesie, matko boska,
ona jest okropna.
Na te słowa wybuchłam śmiechem i zgodziłam się ze Szczęsnym.
Po chwili przyszła do nas Wika z Piszczkiem. Blondynka miała dość nie ciekawą
minę.
- Ratujcie. Plastiki nas śledzą – powiedziała ze śmiechem
- One się na nas uwzięły – powiedziałam z poirytowaniem – Weźcie
mnie stąd…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zabijcie mnie, powieście czy co tam chcecie za ten rozdział ;-; Spierdzieliłam go i to poważnie. Chyba przeżywam jakiś kryzys. Nie umiem pisac xD Krótki, bez sensowny.
Macie mnie skrytykowac, każe wam. Może to coś pomoże. xD Ostatnio wszystkie pomysły mi uciekły co widac... Mam nadzieję, że wena powróci. Trzymajcie kciuki.
A teraz kochni, mam dla was życzenia:
Bogatego zająca (rodziców), mokrego dyngusa (śnieżnego) i smacznego jajka :D
Kochani, chce wam podziękowac za 5050 wyświetleń i 6 obserwatorów. Jesteście najlepsi <3
Komentujesz, nie ważne czy pozytywnie czy negatywnie - MOTYWUJESZ I TO BARDZO <3
niedziela, 22 marca 2015
Rozdział XIV „Turbokozak(czka) i powroty…
- Zamknijcie się, bo nie strzelę ! – wydarłam się na Kanonierów,
po raz trzeci przymierzając się do strzału z połówki.
Postanowiliśmy pobawić się coś w typu Turbokozak. Obecnie
jesteśmy przy strzałach z połówki, a te pacany za chiny nie chcą zamknąć swoich
pięknych buziek. Spiorunowałam rząd stojący za mną wzrokiem. Dalej wykrywali
moje imię w angielskiej wersji, co mnie wcale nie motywowało, a wręcz jeszcze
bardziej stresowało. Jeśli trafię tą połówkę,
będzie remis i zadecyduje żonglerka. A jak nie to pech, wygra Wojtuś.
- A w mordy chcecie ? – spytałam z irytacją
- Nie odważysz się – wytknął mi język Alexis
- Zakład ? – spytałam, podchodząc bliżej Chilijczyka, na co
ten zaczął się cofać.
- Zakład – uśmiechnął się Sanchez – Ale najpierw mnie złap !
Zarechotał, po czym puścił się biegiem. Cicho się za śmiałam
po czym pobiegłam za nim. Zawsze byłam najszybsza z klasy, może nawet i z
rocznika, jeśli chodzi o dziewczyny. Bez trudu zmniejszyłam odległość między
mną a Alexisem. Ciężej jednak było go złapać. Przy śmiechu reszty piłkarzy, po
kilku minutach złapałam bruneta. Nareszcie przydało się chodzenie na karate w
podstawówce. Pociągnęłam go za rękę i jednym szybkim ruchem położyłam na
ziemię. Z zadziornym uśmiechem stanęłam nad Sanchezem i dotrzymałam obietnicy.
Strzeliłam mu liścia, po czym zostawiając go zdezorientowanego na murawie,
podbiegłam do piłki i strzeliłam przynajmniej dla mnie bardzo ładną połówkę.
Pośród śmiechów rozległy się brawa. Z miną typu „fuck yeah” zwróciłam się w
stronę kanonierów, gdzie dostrzegłam schowanego za kolegami poszkodowanego.
- No to została żonglerka – mruknęłam
- I tak wygram – usłyszałam uśmiechniętego Wojtka.
- Chciałbyś – wytknęłam mu język – Zaczynamy ?
- Oczywiście – powiedział pewny siebie. Pocałował mnie w
policzek i poszedł po piłkę.
Już za chwilę ten uśmieszek zejdzie mu z twarzy. Podrzuciłam
piłkę i zaczęłam. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem… Idziemy łeb w
łeb, a dobiliśmy już do dwudziestu pięciu. Szlak ! Spadła… O, Wojtkowi też.
- Ile ? – spytałam z nadzieją. – Ja mam dwadzieścia sześć.
- Dwadzieścia siedem ! – krzyknął zadowolony z siebie
- Ej, nie kłam ! – usłyszałam głos Flamini’ego – Też
liczyłem, było dwadzieścia pięć !
Wojtek spuścił głowę i zaklął pod nosem. Pff, też mi coś.
Ale ej. Zaraz. Wygrałam ? Wygrałam ! We are the champions
- No ale gratuluje wygranej – powiedział za mną Wojtek,
który powstrzymywał śmiech – Po raz kolejny skopałaś facetom tyłek
- Wiem – powiedziałam z dumnym uśmiechem – Kobieta też
potrafi.
***
Data szóstego stycznia zaznaczona na kartce kalendarza
oznaczała tylko jedno. Powrót. Powrót, właściwie do rzeczywistości. Rodzina,
szkoła, przyjaciele… A przede wszystkim pożegnanie, na bliżej nie określony
czas, które na pewno będzie bolało. Kiedy się do tego przyzwyczaję ? Wyrwana ze
snu czułym pocałunkiem, wpatrywałam się w niebieskie tęczówki swojego chłopaka.
Złożył jeszcze kilka krótkich pocałunków na moich ustach, po czym zamienił je
na szyję. W miarę szybko powstrzymałam szatyna od zrobienia malinki. Ten
spojrzał na mnie z miną która mówiła „Dlaczego nie ?”
- Bo chcę uniknąć tysiąca pytań rodziców i braci oraz
komentarzy przyjaciółek i innych znajomych.
- No weź – spojrzał na mnie z miną zbitego psa.
- Innym razem. – powiedziałam z uśmiechem – A teraz wstawaj.
Te ostatnie chwile z tobą chciałabym spędzić inaczej niż gapiąc się w sufit
leżąc w łóżku.
- W łóżku można robić wiele rzeczy – dosłownie wymruczał w
moją szyję.
- Wstawaj zboczeńcu – powiedziałam ze śmiechem odpychając
chłopaka.
W miarę szybko się ogarnęliśmy, po czym postanowiliśmy nie trzymać
ludzi dłużej w niepewności i za pomocą facebooka dać im do zrozumienia, że
jesteśmy razem. Niech się cieszą, chociaż dla wielu to raczej nie będzie powód
do radości… W szkole będę miała przesrane, bo akurat w mojej szkole ludzie są
bardzo dziwni. Reszta czasu która nam został spędziliśmy na wygłupach,
oglądaniu filmu i wspominaniu różnych rzeczy. Potem Wojtek odwiózł mnie na
lotnisko. Przy pożegnaniu rozkleiłam się, nie mogłam, ba nie umiałam
powstrzymać łez.
***
- Też za wami tęskniłam – powiedziałam przytulając Natana i
najmłodszego z braci.
Wszyscy zawsze dziwili mi się jak z nimi wytrzymuje, jak to
robię, że już dawno nie mam ich zabite. „Normalne” rodzeństwa z reguły się
nienawidzą, i właśnie dlatego zawsze mówiłam, że nie jesteśmy normalni. Owszem,
momentami mam ich dość, ale z reguły trwa to krótko. Gdyby ktoś skrzywdził
któregoś z nich, a szczególnie jeśli chodziłoby o Mateusza, zabiłabym bez chwili zawahania,
gołymi rękami. Z moimi diabłami zawsze łączyła mnie dziwna więź, której nawet
ja sama nie rozumiem…
Pożegnań nienawidziłam, ale za powitaniami też nie
przepadałam, więc starałam się jak najszybciej zakończyć te czułości. Gdy tylko
osiągnęłam cel, poszłam odpocząć. Już w połowie spałam, gdy rozdzwonił mi się
telefon. Wiktoria dzwoniła z zaproszeniem na ploty, na które nawet gdybym
chciała, nie mogłam odmówić. Zerwałam się z łóżka, przebrałam w coś bardziej
odpowiedniego do pogody, bo jak na początek stycznia było bardzo ciepło, co
bardzo mnie zdziwiło tym bardziej, że nie było deszczu. Kurtkę zostawiłam w
domu i zabrałam tylko grubszą bluzę, po czym wyszłam kierując się w stronę domu
przyjaciółki. Pogoda była po prostu cudowna, lepszej nie mogłam sobie wymarzyć.
Do Wiktorii miałam blisko, pięć minut spacerkiem. Gdy dotarłam, zapukałam i
właściwie od razu otworzył mi młodszy brat blondynki – Filip.
- Witam młodzieży – zaśmiałam się.
- Cześć – odpowiedział czternastolatek, wpuszczając mnie do
środka.
Nawet z rodzeństwem Wiktorii miałam dobry kontakt.
Dziewczyny często mówią, że ja ze wszystkimi się dogaduję, a szczególnie tymi młodszymi,
co nie do końca jest prawdą. Wspięłam się po schodach i już z korytarza
słyszałam spierające się o coś dziewczyny. Nie byłam pewna czy to z Julką, czy
z siostrą kłóci się Wika. Jednak tą osobą okazała się Klaudia – jej młodsza siostra.
- Weź tego tableta, i idź dręczyć Filipa – rzuciła w stronę
siostry – Daj mi już święty spokój. Emilia ! – blondynka podbiegła do mnie
rzuciła mi się na szyję
- Też się cieszę, że Cię widzę – uśmiechnęłam się – Gdzie Julka
?
- Zaraz przyjdzie. Idę zrobić kakałko - odparła znikając na schodach
Chwilę po tym pojawiła się Julia. Ona także nie chciała mnie
puścić. Gdy wróciła Wika, zaczęłyśmy to na co czekałyśmy – ploty. Tematem
przewodnim był mój i Julki wyjazd, oraz zbliżająca się studniówka. Ustaliłyśmy,
że na 100% ściągamy piłkarzy. Na początku Wika była temu przeciwna, lecz w
końcu dała się namówić. Później, rozmowa zeszła na temat Julki i Roberta.
Historia ich poznania była naprawdę zakręcona. Otóż, kolega przyjaciela kuzynki
Julii zna Roberta i pewnego razu wyszło tak, że się spotkali. Szczegółów Jula
nie chciała wyjawić. Teraz od dłuższego czasu próbujemy z niej wyciągnąć, jak
to się stało, że jest w ciąży.
- Jak się robi dzieci, nie będę wam tłumaczyć. – powiedziała
Julka Ale dam wam zagadkę. Stało się to dokładnie sześc tygodni temu.
Pomyślcie, to zaskoczycie, gdzie i może nawet kiedy to się stało.
Na chwilę w pokoju
zapanowała kompletna cisza, po chwili rozdarta krzykiem Wiktorii
- Boże, jakie my jesteśmy głupie… - uderzyła się w czoło –
Emila, nasza pierwsza impreza z nimi, była dokładnie sześć tygodni temu.
Liczyłam. Pamiętasz, jak gdzieś w połowie, Lewy gdzieś zniknął i nikt nie mógł
go znaleźć ?
- Boże, jak mogłam na to nie wpaść… - zaśmiałam się – Teraz już
wiemy gdzie był…
poniedziałek, 2 marca 2015
Rozdział XIII "Strzał"
KONKURS ! SZCZEGÓŁY POD ROZDZIAŁEM !
Proszę, dodajcie się do obserwatorów ------>
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiejszy dzień przywitał nas słońcem co bardzo mnie
ucieszyło, bo to właśnie za nim tęskniłam najbardziej. Gdy tylko otworzyłam
oczy pierwsze na co zwróciłam uwagę była właśnie ta pogoda. Na co innego
zwróciłam uwagę, dopiero wtedy gdy coś, a raczej ktoś przeszkodził mi w wstaniu
z łóżka. Wojtek obejmował mnie ręką i zdecydowanie nie miał w planach
puszczenia mnie. Starałam się w jakiś delikatny sposób zdjąć jego rękę, ale w
końcu musiałam sięgnąć po cięższą artylerię, czyli poduszkę. Walnęłam nią
chłopaka, na co ten się od razu obudził. Gdy tylko mnie puścił, wstałam z łóżka
i podeszłam do okna.
- Czemu mnie bijesz ? – mruknął Wojtek tuż za mną na co podskoczyłam.
– Nie grzeczna dziewczynka.
- Powinieneś się wstydzić, że na to pozwoliłeś – odparłam,
całując chłopaka i go wymijając.
Zabrałam jakieś ciuchy z szafy po czym na kilka minut
zajęłam łazienkę. W miarę ogarnięta opuściłam pomieszczenie i zeszłam na dół,
gdzie zastałam Szczęsnego jedzącego śniadanie.
- A mi nie zrobiłeś – mruknęłam – Jak mogłeś ? Toż to
zbrodnia - zaśmiałam się i zaczęłam
robić sobie kanapki
- Nie zrobiłem, bo bym się na trening spóźnił – odpowiedział
z uśmiechem
- Słabe usprawiedliwienie – powiedziałam – Wiesz co ? Idę z
tobą.
- No to szybko jedz te kanapki, to bo dostanę po ryju jak
się spóźnimy – pogroził mi placem a potem się zaśmiał.
Zgodnie z poleceniem chłopaka szybko pochłonęłam śniadanie,
po czym udaliśmy się w drogę na Emirates Stadium. Mimo to, że termometry
wskazywały tylko 2 stopnie, odczuwalna temperatura przynajmniej dla mnie była
dużo wyższa. Śniegu już nie było, bo i tak było go strasznie mało. Droga na
stadion minęła jak zawsze w wesoły sposób, z kolejnym koncertem Wojtka, tym
razem z moim gościnnym udziałem. Zatrzymaliśmy się na parkingu z aż za dobrym
humorem. Wysiedliśmy z samochodu, Wojtek zarzucił torbę na ramię po czym
ruszyliśmy w stronę stadionu, cały czas się śmiejąc. Nagle w ciągu ułamka
sekundy, czas jakby zwolnił…
- Uważaj ! – krzyczy Szczęsny po czym odpycha mnie na bok.
Słyszę dźwięk, którego raczej nikt nie chciał by usłyszeć.
Wystrzał z pistoletu. Huk, po czym szatyn pada na ziemię, tuż u moich stóp…
Moje serce na kilka sekund staje. Wybucham płaczem gdy uświadamiam sobie co się
stało. Rzucam się na ciało chłopaka leżące w plamie krwi. Jak za skinięciem
magicznej różdżki, u mojego boku pojawiają się piłkarze Arsenalu.
- Zabierzcie ją stąd ! – krzyczy Theo
- Nie ! – wrzeszczę zanosząc się szlochem – Nie zostawię go
!
***
Obudziłam się z krzykiem, cała zlana potem i zaplątana w
kołdrę. Matko boska, to na szczęście tylko sen. Wzięłam kilka głębokich oddechów
po których głośno wypuszczałam powietrze. Przeciągnęłam się po czym wstałam z
łóżka. Już niedługo wracam do Polski. Z jednej strony się cieszę. Tęsknię za
przyjaciółkami, rodziną i zwierzakami, ale z drugiej wiem, że wyjazd wiąże się
z kolejną dłuższą rozłąką. Coś czuje, że każda następna będzie coraz gorsza…
Chociaż w sumie powinnam o tym pomyśleć, gdy zgodziłam się na związek z
piłkarzem. Coś za coś. Otworzyłam szufladę, w której miesiły się moje rzeczy, i
z dna wygrzebałam bluzę z napisem „Keep Calm and Expecto Patronum” i szare
rurki z motywem przypominającym zebrę. Dosłownie skoczyłam do łazienki i równie
szybko z niej wyszłam. Włosy zostawiłam rozpuszczone, po prostu nie chciało mi
się ich związywać. Zbiegłam w podskokach na dół, ciesząc się, że dobry humor
tak szybko mi wrócił. Nigdy zbyt nie martwiłam się snami. Niby coś tam znaczą,
ale ja w to nie wierzę. Gdy zeszłam na dół, zaczęłam się rozglądać za swoim
chłopakiem. Znalazłam go w bardzo oczywistym miejscu – na kanapie, oglądającego
telewizję
- Nareszcie moja śpiąca królewna wstała – powiedział,
podnosząc się i podpierając na łokciach – W kuchni, są kanapki dla ciebie. Jak
się pośpieszysz, to może pójdziesz ze mną na trening.
- Bardzo chętnie, mimo to, że po ostatnim spotkaniu boję się
Sancheza. – mruknęłam
- Ja z nim wytrzymuję od kilku lat. Przyzwyczaisz się, ba
będziesz musiała - zarechotał szatyn.
- Czy to groźba ? – krzyknęłam z kuchni.
- Możliwe, że to możliwe. Skłamałbym gdybym powiedział, że
nie – odparł chłopak, przesuwając się i robiąc mi miejsce.
Usiadłam na kanapie, i zabrałam się za konsumpcję mojego
śniadania. Teraz jestem pewna kolejnego faktu o Szczęsnym. W pewnym filmie
twierdził, że nie umie gotować, ale od kiedy tu jestem gotuje super, chyba nawet
lepiej ode mnie. Więc albo jest świetnym kłamcą, albo się nauczył. Bardziej
wierzę w to pierwsze, w sumie pasowałoby to do niego.
- O w mordę ! – usłyszałam krzyk Wojtka – Patrz o kim mówią.
Spojrzałam na ekran, wgryzając się w ostatnią kanapkę. Nie
słucham na to co mówili, patrzałam na to co wyświetlali. Na zmianę Julka i
Robert oraz Łukasz i Wiktoria. Z tego co widziałam, druga też wybyła do Niemiec…
No świetnie, jak nie wrócą do mojego powrotu, to je chyba powieszę.
Zachichotałam pod nosem i poszłam odnieść talerz do zmywarki.
- Idziemy ? – krzyknął z holu Szczęsny
- Już idę ! – odkrzyknęłam wpadając do holu.
Szybko się ubrałam, co zdecydowanie mnie zaskoczyło, bo z
reguły zajmowało mi to dużo więcej czasu. Dom opuściliśmy ze śmiechem, bo przy
wyjściu szatyna „ugryzła” futryna. On się kiedyś zabije, ja to wiem….
***
- Wojtuś ! – wrzasnął Alexis gdy tylko nas zobaczył po czym
rzucił się na niebieskookiego.
- Bramkarz ! – drugiej strony nadbiegł Aaron, i przyłączył
się do wspólnego przytulasa.
Po chwili, pojawili się jeszcze Giroud i Ozil. Gdy ten drugi
także się „przytulił” grupka nie wytrzymała, i wylądowała na ziemi. Już wtedy nie
wytrzymywałam ze śmiechu, ale gdy Ozil stwierdził, że widzi tęczowe jednorożce,
wybuchłam głośnym śmiechem. Oni są psychiczni. Muszę się ich spytać o dilera, i
co biorą.
- Chłopaki ! – gdy usłyszeli krzyk Arsene Wegnera, od razu podnieśli
głowy, a na ich twarzach pojawił się poważny wyraz – Za 5 minut chce was wiedzieć
na boisku. Za każde dziesięć sekund spóźnienia dodatkowe kółko !
Wszyscy zerwali się z miejsca i ruszyli pędem do szatni. W
połowie drogi Wojtek i Giroud się cofnęli.
- Pójdziemy do szatni, ale jak Emily będzie mogła zagrać z
nami.
- Jak chce, niech gra – mężczyzna spojrzał na mnie, a ja
szybko pokiwałam głową.
- FUCK YEAH ! – usłyszeliśmy wrzask Alexisa, który widocznie
gdzieś się zaszył.
Nim się obejrzałam zwisałam głową w dół, przewieszona przez
ramię Wojtka. Chwilę po tym, budowaliśmy bunkier, ze wszystkiego co popadnie,
gdyż Mertesacker strzelił liścia Alexisowi, Chambers stanął w jego obronie, zaczęła
się walka, a Theo, Aaron i Olivier robili zakłady kto wygra. Ja i Wojtek z
racji tego, że nie mieliśmy ochoty w tym uczestniczyć, zabawiliśmy się w budowlańców, i tak od kilku dobrych minut
siedzimy w prowizorycznym bunkrze, oczekując na koniec wojny…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Macie i się cieszcie :D Jest powyżej 1000 słów = jest dłuższy.
Dedykuje go Wiktorii, która wczoraj napastowała mnie prośbami o rozdział.
(Po co zapraszałam ją do znaj. na FB xD)
Jakby ktoś był zainteresowany kontaktem ze mną to zapraszam na facebooka:
https://www.facebook.com/marta.piotrowska.3150
Co myślicie o założeniu fanpage'a opowiadania na facebook'u ?
OGŁASZAM KONKURSIK :)
Zbliżamy się do 4 tyś, wyświetleń, więc z racji tego, ogłaszam konkurs.
Na czym polega ?
Kto pierwszy wyśle mi screena z licznikiem wyświetleń najbliższym 4000, dostanie imagin z wybranym piłkarzem i grafikę (kolaż, gif lub tapeta) :) Druga osoba dostanie imagin z LUB grafikę z wybranym pilkarzem (kolaż, gif, tapeta) a trzecia grafikę także z wybranym piłkarzem (kolaż/gif/ tapeta) c:
Proszę o wysyłanie screenów na email - horanoooowa@gmail.com
Za wszelkie błędy w rozdziale przepraszam c:
Wracam do komentarzy przed rozdziałem c:
Wierzę, że się uda, więc...
10 komentarzy = NOWY, ŚWIEŻY ROZDZALIK :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)