- Zamknijcie się, bo nie strzelę ! – wydarłam się na Kanonierów,
po raz trzeci przymierzając się do strzału z połówki.
Postanowiliśmy pobawić się coś w typu Turbokozak. Obecnie
jesteśmy przy strzałach z połówki, a te pacany za chiny nie chcą zamknąć swoich
pięknych buziek. Spiorunowałam rząd stojący za mną wzrokiem. Dalej wykrywali
moje imię w angielskiej wersji, co mnie wcale nie motywowało, a wręcz jeszcze
bardziej stresowało. Jeśli trafię tą połówkę,
będzie remis i zadecyduje żonglerka. A jak nie to pech, wygra Wojtuś.
- A w mordy chcecie ? – spytałam z irytacją
- Nie odważysz się – wytknął mi język Alexis
- Zakład ? – spytałam, podchodząc bliżej Chilijczyka, na co
ten zaczął się cofać.
- Zakład – uśmiechnął się Sanchez – Ale najpierw mnie złap !
Zarechotał, po czym puścił się biegiem. Cicho się za śmiałam
po czym pobiegłam za nim. Zawsze byłam najszybsza z klasy, może nawet i z
rocznika, jeśli chodzi o dziewczyny. Bez trudu zmniejszyłam odległość między
mną a Alexisem. Ciężej jednak było go złapać. Przy śmiechu reszty piłkarzy, po
kilku minutach złapałam bruneta. Nareszcie przydało się chodzenie na karate w
podstawówce. Pociągnęłam go za rękę i jednym szybkim ruchem położyłam na
ziemię. Z zadziornym uśmiechem stanęłam nad Sanchezem i dotrzymałam obietnicy.
Strzeliłam mu liścia, po czym zostawiając go zdezorientowanego na murawie,
podbiegłam do piłki i strzeliłam przynajmniej dla mnie bardzo ładną połówkę.
Pośród śmiechów rozległy się brawa. Z miną typu „fuck yeah” zwróciłam się w
stronę kanonierów, gdzie dostrzegłam schowanego za kolegami poszkodowanego.
- No to została żonglerka – mruknęłam
- I tak wygram – usłyszałam uśmiechniętego Wojtka.
- Chciałbyś – wytknęłam mu język – Zaczynamy ?
- Oczywiście – powiedział pewny siebie. Pocałował mnie w
policzek i poszedł po piłkę.
Już za chwilę ten uśmieszek zejdzie mu z twarzy. Podrzuciłam
piłkę i zaczęłam. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem… Idziemy łeb w
łeb, a dobiliśmy już do dwudziestu pięciu. Szlak ! Spadła… O, Wojtkowi też.
- Ile ? – spytałam z nadzieją. – Ja mam dwadzieścia sześć.
- Dwadzieścia siedem ! – krzyknął zadowolony z siebie
- Ej, nie kłam ! – usłyszałam głos Flamini’ego – Też
liczyłem, było dwadzieścia pięć !
Wojtek spuścił głowę i zaklął pod nosem. Pff, też mi coś.
Ale ej. Zaraz. Wygrałam ? Wygrałam ! We are the champions
- No ale gratuluje wygranej – powiedział za mną Wojtek,
który powstrzymywał śmiech – Po raz kolejny skopałaś facetom tyłek
- Wiem – powiedziałam z dumnym uśmiechem – Kobieta też
potrafi.
***
Data szóstego stycznia zaznaczona na kartce kalendarza
oznaczała tylko jedno. Powrót. Powrót, właściwie do rzeczywistości. Rodzina,
szkoła, przyjaciele… A przede wszystkim pożegnanie, na bliżej nie określony
czas, które na pewno będzie bolało. Kiedy się do tego przyzwyczaję ? Wyrwana ze
snu czułym pocałunkiem, wpatrywałam się w niebieskie tęczówki swojego chłopaka.
Złożył jeszcze kilka krótkich pocałunków na moich ustach, po czym zamienił je
na szyję. W miarę szybko powstrzymałam szatyna od zrobienia malinki. Ten
spojrzał na mnie z miną która mówiła „Dlaczego nie ?”
- Bo chcę uniknąć tysiąca pytań rodziców i braci oraz
komentarzy przyjaciółek i innych znajomych.
- No weź – spojrzał na mnie z miną zbitego psa.
- Innym razem. – powiedziałam z uśmiechem – A teraz wstawaj.
Te ostatnie chwile z tobą chciałabym spędzić inaczej niż gapiąc się w sufit
leżąc w łóżku.
- W łóżku można robić wiele rzeczy – dosłownie wymruczał w
moją szyję.
- Wstawaj zboczeńcu – powiedziałam ze śmiechem odpychając
chłopaka.
W miarę szybko się ogarnęliśmy, po czym postanowiliśmy nie trzymać
ludzi dłużej w niepewności i za pomocą facebooka dać im do zrozumienia, że
jesteśmy razem. Niech się cieszą, chociaż dla wielu to raczej nie będzie powód
do radości… W szkole będę miała przesrane, bo akurat w mojej szkole ludzie są
bardzo dziwni. Reszta czasu która nam został spędziliśmy na wygłupach,
oglądaniu filmu i wspominaniu różnych rzeczy. Potem Wojtek odwiózł mnie na
lotnisko. Przy pożegnaniu rozkleiłam się, nie mogłam, ba nie umiałam
powstrzymać łez.
***
- Też za wami tęskniłam – powiedziałam przytulając Natana i
najmłodszego z braci.
Wszyscy zawsze dziwili mi się jak z nimi wytrzymuje, jak to
robię, że już dawno nie mam ich zabite. „Normalne” rodzeństwa z reguły się
nienawidzą, i właśnie dlatego zawsze mówiłam, że nie jesteśmy normalni. Owszem,
momentami mam ich dość, ale z reguły trwa to krótko. Gdyby ktoś skrzywdził
któregoś z nich, a szczególnie jeśli chodziłoby o Mateusza, zabiłabym bez chwili zawahania,
gołymi rękami. Z moimi diabłami zawsze łączyła mnie dziwna więź, której nawet
ja sama nie rozumiem…
Pożegnań nienawidziłam, ale za powitaniami też nie
przepadałam, więc starałam się jak najszybciej zakończyć te czułości. Gdy tylko
osiągnęłam cel, poszłam odpocząć. Już w połowie spałam, gdy rozdzwonił mi się
telefon. Wiktoria dzwoniła z zaproszeniem na ploty, na które nawet gdybym
chciała, nie mogłam odmówić. Zerwałam się z łóżka, przebrałam w coś bardziej
odpowiedniego do pogody, bo jak na początek stycznia było bardzo ciepło, co
bardzo mnie zdziwiło tym bardziej, że nie było deszczu. Kurtkę zostawiłam w
domu i zabrałam tylko grubszą bluzę, po czym wyszłam kierując się w stronę domu
przyjaciółki. Pogoda była po prostu cudowna, lepszej nie mogłam sobie wymarzyć.
Do Wiktorii miałam blisko, pięć minut spacerkiem. Gdy dotarłam, zapukałam i
właściwie od razu otworzył mi młodszy brat blondynki – Filip.
- Witam młodzieży – zaśmiałam się.
- Cześć – odpowiedział czternastolatek, wpuszczając mnie do
środka.
Nawet z rodzeństwem Wiktorii miałam dobry kontakt.
Dziewczyny często mówią, że ja ze wszystkimi się dogaduję, a szczególnie tymi młodszymi,
co nie do końca jest prawdą. Wspięłam się po schodach i już z korytarza
słyszałam spierające się o coś dziewczyny. Nie byłam pewna czy to z Julką, czy
z siostrą kłóci się Wika. Jednak tą osobą okazała się Klaudia – jej młodsza siostra.
- Weź tego tableta, i idź dręczyć Filipa – rzuciła w stronę
siostry – Daj mi już święty spokój. Emilia ! – blondynka podbiegła do mnie
rzuciła mi się na szyję
- Też się cieszę, że Cię widzę – uśmiechnęłam się – Gdzie Julka
?
- Zaraz przyjdzie. Idę zrobić kakałko - odparła znikając na schodach
Chwilę po tym pojawiła się Julia. Ona także nie chciała mnie
puścić. Gdy wróciła Wika, zaczęłyśmy to na co czekałyśmy – ploty. Tematem
przewodnim był mój i Julki wyjazd, oraz zbliżająca się studniówka. Ustaliłyśmy,
że na 100% ściągamy piłkarzy. Na początku Wika była temu przeciwna, lecz w
końcu dała się namówić. Później, rozmowa zeszła na temat Julki i Roberta.
Historia ich poznania była naprawdę zakręcona. Otóż, kolega przyjaciela kuzynki
Julii zna Roberta i pewnego razu wyszło tak, że się spotkali. Szczegółów Jula
nie chciała wyjawić. Teraz od dłuższego czasu próbujemy z niej wyciągnąć, jak
to się stało, że jest w ciąży.
- Jak się robi dzieci, nie będę wam tłumaczyć. – powiedziała
Julka Ale dam wam zagadkę. Stało się to dokładnie sześc tygodni temu.
Pomyślcie, to zaskoczycie, gdzie i może nawet kiedy to się stało.
Na chwilę w pokoju
zapanowała kompletna cisza, po chwili rozdarta krzykiem Wiktorii
- Boże, jakie my jesteśmy głupie… - uderzyła się w czoło –
Emila, nasza pierwsza impreza z nimi, była dokładnie sześć tygodni temu.
Liczyłam. Pamiętasz, jak gdzieś w połowie, Lewy gdzieś zniknął i nikt nie mógł
go znaleźć ?
- Boże, jak mogłam na to nie wpaść… - zaśmiałam się – Teraz już
wiemy gdzie był…
hahah no to się wydało :D
OdpowiedzUsuńoj oj Robert taki niegrzeczny xdd
nie mogła tam zostać ? noo !! jestem zła -,-
ej ale mam nadzieje że ten plan na studniówce nadal aktualny hihi ;))
Świetny rozdział. Czekam na next :-*
OdpowiedzUsuńHah no czekam na dalsze losy bohaterów ;) bardzo fajnie ;)
OdpowiedzUsuńTwój blog jest niesamowity <33
OdpowiedzUsuńDodam go na listę u mnie na blogu *-*
Również zapraszam do mnie, abyś zerknęła :) będę bardzo szczęśliwa, jeśli Cię tam zobaczę^^ <3
Pozdrawiam, Kejt c;
Mój: http://neymarblessedopowiadania.blogspot.com/