niedziela, 22 marca 2015

Rozdział XIV „Turbokozak(czka) i powroty…

- Zamknijcie się, bo nie strzelę ! – wydarłam się na Kanonierów, po raz trzeci przymierzając się do strzału z połówki.
Postanowiliśmy pobawić się coś w typu Turbokozak. Obecnie jesteśmy przy strzałach z połówki, a te pacany za chiny nie chcą zamknąć swoich pięknych buziek. Spiorunowałam rząd stojący za mną wzrokiem. Dalej wykrywali moje imię w angielskiej wersji, co mnie wcale nie motywowało, a wręcz jeszcze bardziej stresowało. Jeśli trafię tą połówkę,  będzie remis i zadecyduje żonglerka. A jak nie to pech, wygra Wojtuś.
- A w mordy chcecie ? – spytałam z irytacją
- Nie odważysz się – wytknął mi język Alexis
- Zakład ? – spytałam, podchodząc bliżej Chilijczyka, na co ten zaczął się cofać.
- Zakład – uśmiechnął się Sanchez – Ale najpierw mnie złap !
Zarechotał, po czym puścił się biegiem. Cicho się za śmiałam po czym pobiegłam za nim. Zawsze byłam najszybsza z klasy, może nawet i z rocznika, jeśli chodzi o dziewczyny. Bez trudu zmniejszyłam odległość między mną a Alexisem. Ciężej jednak było go złapać. Przy śmiechu reszty piłkarzy, po kilku minutach złapałam bruneta. Nareszcie przydało się chodzenie na karate w podstawówce. Pociągnęłam go za rękę i jednym szybkim ruchem położyłam na ziemię. Z zadziornym uśmiechem stanęłam nad Sanchezem i dotrzymałam obietnicy. Strzeliłam mu liścia, po czym zostawiając go zdezorientowanego na murawie, podbiegłam do piłki i strzeliłam przynajmniej dla mnie bardzo ładną połówkę. Pośród śmiechów rozległy się brawa. Z miną typu „fuck yeah” zwróciłam się w stronę kanonierów, gdzie dostrzegłam schowanego za kolegami poszkodowanego.  
- No to została żonglerka – mruknęłam
- I tak wygram – usłyszałam uśmiechniętego Wojtka.
- Chciałbyś – wytknęłam mu język – Zaczynamy ?
- Oczywiście – powiedział pewny siebie. Pocałował mnie w policzek i poszedł po piłkę.
Już za chwilę ten uśmieszek zejdzie mu z twarzy. Podrzuciłam piłkę i zaczęłam. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem… Idziemy łeb w łeb, a dobiliśmy już do dwudziestu pięciu. Szlak ! Spadła… O, Wojtkowi też.
- Ile ? – spytałam z nadzieją. – Ja mam dwadzieścia sześć.
- Dwadzieścia siedem ! – krzyknął zadowolony z siebie
- Ej, nie kłam ! – usłyszałam głos Flamini’ego – Też liczyłem, było dwadzieścia pięć !
Wojtek spuścił głowę i zaklął pod nosem. Pff, też mi coś. Ale ej. Zaraz. Wygrałam ? Wygrałam ! We are the champions
- No ale gratuluje wygranej – powiedział za mną Wojtek, który powstrzymywał śmiech – Po raz kolejny skopałaś facetom tyłek
- Wiem – powiedziałam z dumnym uśmiechem – Kobieta też potrafi.

***

Data szóstego stycznia zaznaczona na kartce kalendarza oznaczała tylko jedno. Powrót. Powrót, właściwie do rzeczywistości. Rodzina, szkoła, przyjaciele… A przede wszystkim pożegnanie, na bliżej nie określony czas, które na pewno będzie bolało. Kiedy się do tego przyzwyczaję ? Wyrwana ze snu czułym pocałunkiem, wpatrywałam się w niebieskie tęczówki swojego chłopaka. Złożył jeszcze kilka krótkich pocałunków na moich ustach, po czym zamienił je na szyję. W miarę szybko powstrzymałam szatyna od zrobienia malinki. Ten spojrzał na mnie z miną która mówiła „Dlaczego nie ?”
- Bo chcę uniknąć tysiąca pytań rodziców i braci oraz komentarzy przyjaciółek i innych znajomych.
- No weź – spojrzał na mnie z miną zbitego psa.
- Innym razem. – powiedziałam z uśmiechem – A teraz wstawaj. Te ostatnie chwile z tobą chciałabym spędzić inaczej niż gapiąc się w sufit leżąc w łóżku.
- W łóżku można robić wiele rzeczy – dosłownie wymruczał w moją szyję.
- Wstawaj zboczeńcu – powiedziałam ze śmiechem odpychając chłopaka.
W miarę szybko się ogarnęliśmy, po czym postanowiliśmy nie trzymać ludzi dłużej w niepewności i za pomocą facebooka dać im do zrozumienia, że jesteśmy razem. Niech się cieszą, chociaż dla wielu to raczej nie będzie powód do radości… W szkole będę miała przesrane, bo akurat w mojej szkole ludzie są bardzo dziwni. Reszta czasu która nam został spędziliśmy na wygłupach, oglądaniu filmu i wspominaniu różnych rzeczy. Potem Wojtek odwiózł mnie na lotnisko. Przy pożegnaniu rozkleiłam się, nie mogłam, ba nie umiałam powstrzymać łez.

***
- Też za wami tęskniłam – powiedziałam przytulając Natana i najmłodszego z braci.
Wszyscy zawsze dziwili mi się jak z nimi wytrzymuje, jak to robię, że już dawno nie mam ich zabite. „Normalne” rodzeństwa z reguły się nienawidzą, i właśnie dlatego zawsze mówiłam, że nie jesteśmy normalni. Owszem, momentami mam ich dość, ale z reguły trwa to krótko. Gdyby ktoś skrzywdził któregoś z nich, a szczególnie jeśli chodziłoby o  Mateusza, zabiłabym bez chwili zawahania, gołymi rękami. Z moimi diabłami zawsze łączyła mnie dziwna więź, której nawet ja sama nie rozumiem…
Pożegnań nienawidziłam, ale za powitaniami też nie przepadałam, więc starałam się jak najszybciej zakończyć te czułości. Gdy tylko osiągnęłam cel, poszłam odpocząć. Już w połowie spałam, gdy rozdzwonił mi się telefon. Wiktoria dzwoniła z zaproszeniem na ploty, na które nawet gdybym chciała, nie mogłam odmówić. Zerwałam się z łóżka, przebrałam w coś bardziej odpowiedniego do pogody, bo jak na początek stycznia było bardzo ciepło, co bardzo mnie zdziwiło tym bardziej, że nie było deszczu. Kurtkę zostawiłam w domu i zabrałam tylko grubszą bluzę, po czym wyszłam kierując się w stronę domu przyjaciółki. Pogoda była po prostu cudowna, lepszej nie mogłam sobie wymarzyć. Do Wiktorii miałam blisko, pięć minut spacerkiem. Gdy dotarłam, zapukałam i właściwie od razu otworzył mi młodszy brat blondynki – Filip.
- Witam młodzieży – zaśmiałam się.
- Cześć – odpowiedział czternastolatek, wpuszczając mnie do środka.
Nawet z rodzeństwem Wiktorii miałam dobry kontakt. Dziewczyny często mówią, że ja ze wszystkimi się dogaduję, a szczególnie tymi młodszymi, co nie do końca jest prawdą. Wspięłam się po schodach i już z korytarza słyszałam spierające się o coś dziewczyny. Nie byłam pewna czy to z Julką, czy z siostrą kłóci się Wika. Jednak tą osobą okazała się Klaudia – jej młodsza siostra.
- Weź tego tableta, i idź dręczyć Filipa – rzuciła w stronę siostry – Daj mi już święty spokój. Emilia ! – blondynka podbiegła do mnie rzuciła mi się na szyję
- Też się cieszę, że Cię widzę – uśmiechnęłam się – Gdzie Julka ?
- Zaraz przyjdzie. Idę zrobić kakałko -  odparła znikając na schodach
Chwilę po tym pojawiła się Julia. Ona także nie chciała mnie puścić. Gdy wróciła Wika, zaczęłyśmy to na co czekałyśmy – ploty. Tematem przewodnim był mój i Julki wyjazd, oraz zbliżająca się studniówka. Ustaliłyśmy, że na 100% ściągamy piłkarzy. Na początku Wika była temu przeciwna, lecz w końcu dała się namówić. Później, rozmowa zeszła na temat Julki i Roberta. Historia ich poznania była naprawdę zakręcona. Otóż, kolega przyjaciela kuzynki Julii zna Roberta i pewnego razu wyszło tak, że się spotkali. Szczegółów Jula nie chciała wyjawić. Teraz od dłuższego czasu próbujemy z niej wyciągnąć, jak to się stało, że jest w ciąży.           
- Jak się robi dzieci, nie będę wam tłumaczyć. – powiedziała Julka Ale dam wam zagadkę. Stało się to dokładnie sześc tygodni temu. Pomyślcie, to zaskoczycie, gdzie i może nawet kiedy to się stało.  
 Na chwilę w pokoju zapanowała kompletna cisza, po chwili rozdarta krzykiem Wiktorii
- Boże, jakie my jesteśmy głupie… - uderzyła się w czoło – Emila, nasza pierwsza impreza z nimi, była dokładnie sześć tygodni temu. Liczyłam. Pamiętasz, jak gdzieś w połowie, Lewy gdzieś zniknął i nikt nie mógł go znaleźć ?
- Boże, jak mogłam na to nie wpaść… - zaśmiałam się – Teraz już wiemy gdzie był…

   

poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział XIII "Strzał"

KONKURS ! SZCZEGÓŁY POD ROZDZIAŁEM !

Proszę, dodajcie się do obserwatorów ------> 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiejszy dzień przywitał nas słońcem co bardzo mnie ucieszyło, bo to właśnie za nim tęskniłam najbardziej. Gdy tylko otworzyłam oczy pierwsze na co zwróciłam uwagę była właśnie ta pogoda. Na co innego zwróciłam uwagę, dopiero wtedy gdy coś, a raczej ktoś przeszkodził mi w wstaniu z łóżka. Wojtek obejmował mnie ręką i zdecydowanie nie miał w planach puszczenia mnie. Starałam się w jakiś delikatny sposób zdjąć jego rękę, ale w końcu musiałam sięgnąć po cięższą artylerię, czyli poduszkę. Walnęłam nią chłopaka, na co ten się od razu obudził. Gdy tylko mnie puścił, wstałam z łóżka i podeszłam do okna.
- Czemu mnie bijesz ? – mruknął Wojtek tuż za mną na co podskoczyłam. – Nie grzeczna dziewczynka.
- Powinieneś się wstydzić, że na to pozwoliłeś – odparłam, całując chłopaka i go wymijając.
Zabrałam jakieś ciuchy z szafy po czym na kilka minut zajęłam łazienkę. W miarę ogarnięta opuściłam pomieszczenie i zeszłam na dół, gdzie zastałam Szczęsnego jedzącego śniadanie.
- A mi nie zrobiłeś – mruknęłam – Jak mogłeś ? Toż to zbrodnia -  zaśmiałam się i zaczęłam robić sobie kanapki
- Nie zrobiłem, bo bym się na trening spóźnił – odpowiedział z uśmiechem
- Słabe usprawiedliwienie – powiedziałam – Wiesz co ? Idę z tobą.
- No to szybko jedz te kanapki, to bo dostanę po ryju jak się spóźnimy – pogroził mi placem a potem się zaśmiał.
Zgodnie z poleceniem chłopaka szybko pochłonęłam śniadanie, po czym udaliśmy się w drogę na Emirates Stadium. Mimo to, że termometry wskazywały tylko 2 stopnie, odczuwalna temperatura przynajmniej dla mnie była dużo wyższa. Śniegu już nie było, bo i tak było go strasznie mało. Droga na stadion minęła jak zawsze w wesoły sposób, z kolejnym koncertem Wojtka, tym razem z moim gościnnym udziałem. Zatrzymaliśmy się na parkingu z aż za dobrym humorem. Wysiedliśmy z samochodu, Wojtek zarzucił torbę na ramię po czym ruszyliśmy w stronę stadionu, cały czas się śmiejąc. Nagle w ciągu ułamka sekundy, czas jakby zwolnił…
- Uważaj ! – krzyczy Szczęsny po czym odpycha mnie na bok.
Słyszę dźwięk, którego raczej nikt nie chciał by usłyszeć. Wystrzał z pistoletu. Huk, po czym szatyn pada na ziemię, tuż u moich stóp… Moje serce na kilka sekund staje. Wybucham płaczem gdy uświadamiam sobie co się stało. Rzucam się na ciało chłopaka leżące w plamie krwi. Jak za skinięciem magicznej różdżki, u mojego boku pojawiają się piłkarze Arsenalu.
- Zabierzcie ją stąd ! – krzyczy Theo
- Nie ! – wrzeszczę zanosząc się szlochem – Nie zostawię go !  
***
Obudziłam się z krzykiem, cała zlana potem i zaplątana w kołdrę. Matko boska, to na szczęście tylko sen. Wzięłam kilka głębokich oddechów po których głośno wypuszczałam powietrze. Przeciągnęłam się po czym wstałam z łóżka. Już niedługo wracam do Polski. Z jednej strony się cieszę. Tęsknię za przyjaciółkami, rodziną i zwierzakami, ale z drugiej wiem, że wyjazd wiąże się z kolejną dłuższą rozłąką. Coś czuje, że każda następna będzie coraz gorsza… Chociaż w sumie powinnam o tym pomyśleć, gdy zgodziłam się na związek z piłkarzem. Coś za coś. Otworzyłam szufladę, w której miesiły się moje rzeczy, i z dna wygrzebałam bluzę z napisem „Keep Calm and Expecto Patronum” i szare rurki z motywem przypominającym zebrę. Dosłownie skoczyłam do łazienki i równie szybko z niej wyszłam. Włosy zostawiłam rozpuszczone, po prostu nie chciało mi się ich związywać. Zbiegłam w podskokach na dół, ciesząc się, że dobry humor tak szybko mi wrócił. Nigdy zbyt nie martwiłam się snami. Niby coś tam znaczą, ale ja w to nie wierzę. Gdy zeszłam na dół, zaczęłam się rozglądać za swoim chłopakiem. Znalazłam go w bardzo oczywistym miejscu – na kanapie, oglądającego telewizję
- Nareszcie moja śpiąca królewna wstała – powiedział, podnosząc się i podpierając na łokciach – W kuchni, są kanapki dla ciebie. Jak się pośpieszysz, to może pójdziesz ze mną na trening.
- Bardzo chętnie, mimo to, że po ostatnim spotkaniu boję się Sancheza. – mruknęłam
- Ja z nim wytrzymuję od kilku lat. Przyzwyczaisz się, ba będziesz musiała  - zarechotał szatyn.
- Czy to groźba ? – krzyknęłam z kuchni.
- Możliwe, że to możliwe. Skłamałbym gdybym powiedział, że nie – odparł chłopak, przesuwając się i robiąc mi miejsce.
Usiadłam na kanapie, i zabrałam się za konsumpcję mojego śniadania. Teraz jestem pewna kolejnego faktu o Szczęsnym. W pewnym filmie twierdził, że nie umie gotować, ale od kiedy tu jestem gotuje super, chyba nawet lepiej ode mnie. Więc albo jest świetnym kłamcą, albo się nauczył. Bardziej wierzę w to pierwsze, w sumie pasowałoby to do niego.
- O w mordę ! – usłyszałam krzyk Wojtka – Patrz o kim mówią.
Spojrzałam na ekran, wgryzając się w ostatnią kanapkę. Nie słucham na to co mówili, patrzałam na to co wyświetlali. Na zmianę Julka i Robert oraz Łukasz i Wiktoria. Z tego co widziałam, druga też wybyła do Niemiec… No świetnie, jak nie wrócą do mojego powrotu, to je chyba powieszę. Zachichotałam pod nosem i poszłam odnieść talerz do zmywarki.
- Idziemy ? – krzyknął z holu Szczęsny
- Już idę ! – odkrzyknęłam wpadając do holu.
Szybko się ubrałam, co zdecydowanie mnie zaskoczyło, bo z reguły zajmowało mi to dużo więcej czasu. Dom opuściliśmy ze śmiechem, bo przy wyjściu szatyna „ugryzła” futryna. On się kiedyś zabije, ja to wiem….
***
- Wojtuś ! – wrzasnął Alexis gdy tylko nas zobaczył po czym rzucił się na niebieskookiego.
- Bramkarz ! – drugiej strony nadbiegł Aaron, i przyłączył się do wspólnego przytulasa.
Po chwili, pojawili się jeszcze Giroud i Ozil. Gdy ten drugi także się „przytulił” grupka nie wytrzymała, i wylądowała na ziemi. Już wtedy nie wytrzymywałam ze śmiechu, ale gdy Ozil stwierdził, że widzi tęczowe jednorożce, wybuchłam głośnym śmiechem. Oni są psychiczni. Muszę się ich spytać o dilera, i co biorą.
- Chłopaki ! – gdy usłyszeli krzyk Arsene Wegnera, od razu podnieśli głowy, a na ich twarzach pojawił się poważny wyraz – Za 5 minut chce was wiedzieć na boisku. Za każde dziesięć sekund spóźnienia dodatkowe kółko !
Wszyscy zerwali się z miejsca i ruszyli pędem do szatni. W połowie drogi Wojtek i Giroud się cofnęli.
- Pójdziemy do szatni, ale jak Emily będzie mogła zagrać z nami.
- Jak chce, niech gra – mężczyzna spojrzał na mnie, a ja szybko pokiwałam głową.
- FUCK YEAH ! – usłyszeliśmy wrzask Alexisa, który widocznie gdzieś się zaszył.

Nim się obejrzałam zwisałam głową w dół, przewieszona przez ramię Wojtka. Chwilę po tym, budowaliśmy bunkier, ze wszystkiego co popadnie, gdyż Mertesacker strzelił liścia Alexisowi, Chambers stanął w jego obronie, zaczęła się walka, a Theo, Aaron i Olivier robili zakłady kto wygra. Ja i Wojtek z racji tego, że nie mieliśmy ochoty w tym uczestniczyć, zabawiliśmy się  w budowlańców, i tak od kilku dobrych minut siedzimy w prowizorycznym bunkrze, oczekując na koniec wojny…        

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Macie i się cieszcie :D Jest powyżej 1000 słów = jest dłuższy. 
Dedykuje go Wiktorii, która wczoraj napastowała mnie prośbami o rozdział. 
(Po co zapraszałam ją do znaj. na FB xD)

Jakby ktoś był zainteresowany kontaktem ze mną to zapraszam na facebooka: 

https://www.facebook.com/marta.piotrowska.3150

Co myślicie o założeniu fanpage'a opowiadania na facebook'u ?

OGŁASZAM KONKURSIK :)

Zbliżamy się do 4 tyś, wyświetleń, więc z racji tego, ogłaszam konkurs.
Na czym polega ? 
Kto pierwszy wyśle mi screena z licznikiem wyświetleń najbliższym 4000, dostanie imagin z wybranym piłkarzem  i grafikę (kolaż, gif lub tapeta) :) Druga osoba dostanie imagin z  LUB grafikę z wybranym pilkarzem (kolaż, gif, tapeta) a trzecia grafikę także z wybranym piłkarzem (kolaż/gif/ tapeta) c:
Proszę o wysyłanie screenów na email - horanoooowa@gmail.com


Za wszelkie błędy w rozdziale przepraszam c:
 Wracam do komentarzy przed rozdziałem c:

Wierzę, że się uda, więc...

10 komentarzy = NOWY, ŚWIEŻY ROZDZALIK :D